Płyty Recenzja Top Note

Anna Gadt & Marcin Olak – Gombrowicz

Obrazek tytułowy

Hevhetia, 2020

„Bywa, iż sobą zdumiewam siebie”. Wśród kilku cytatów z Dziennika 1953-1969 Witolda Gombrowicza zamieszczonych wewnątrz okładki najnowszej płyty Anny Gadt i Marcina Olaka ta sentencja jest wyraźnie podkreślona. Nawiązując do niej, trzeba przyznać, że wokalistka z tego duetu, zdumiewa przede wszystkim słuchaczy. To już szósta pozycja w jej autorskiej dyskografii, tak jak poprzednie – wymykająca się klasyfikacji i definiująca na nowo jej artystyczny język.

Impulsem do nagrania albumu Gombrowicz było poznanie twórczości Barry’ego Guya. Koncert London Jazz Composers Orchestra z 2013 roku był dla wokalistki tak ważny, że zadedykowała później kompozytorowi swój utwór Thanks God zamieszczony na płycie Renaissance. Choć na tegorocznej produkcji trudno odnaleźć bezpośrednie odwołania do twórczości Brytyjczyka, to można domyślić się, że jego stylistyczna otwartość była i tym razem ważną inspiracją. Podobnie jak fascynacja literaturą, czego efekty obserwowaliśmy już na poprzednim albumie artystki zatytułowanym Mysterium Lunae. Można więc odnieść wrażenie, że Gadt, czerpiąc z tych samych źródeł, obraca się w podobnym repertuarze. Nic bardziej mylnego. Każda z wymienionych pozycji okazała się innowatorska.

Na albumie Gombrowicz przede wszystkim wokal jest dominującym instrumentem muzycznym, nie ustępującym w niczym towarzyszącej mu gitarze Marcina Olaka. Oboje muzycy perfekcyjnie odnajdują się w tym kameralnym zestawieniu, potrafią wsłuchać się w przebieg improwizacji partnera, dając mu wystarczające miejsce na jej rozwinięcie. „Muzyka improwizowana to dwie ścieżki równoległe” – powiedziała Gadt w RadioJAZZ.FM, dodając: „tak jak w malarstwie mamy dwie różne kreski, które dopiero w całości dają nam obraz”. Dobrze słychać to na tym albumie, na którym odmienne sposoby kreowania dźwięków obojga wykonawców uzupełniają się, zapewniając atrakcyjność przekazu.

Zarejestrowany materiał, podobnie jak występy na żywo, w całości został wyimprowizowany. Wokalistka dowolnie dobierała fragmenty Dziennika, przeplatając je spontanicznymi wokalizami. Selekcja cytatów wynikała z jej wewnętrznych impulsów, podobnie jak dźwięki instynktownie proponowane przez Olaka. Działa to w dwie strony, gitarzysta bowiem wyraźnie kieruje swoją grę w stronę wyznaczaną treścią słów. Oryginalny tekst Gombrowicza ma więc fundamentalne znaczenie dla działań muzyków.

Szacunek do pierwowzoru autorka podkreśliła we wspomnianej rozmowie, przyznając: „Nie chcę niczego zmieniać, ani jednego słowa, ani jednego przecinka (…). Jedno słowo czy przerwa w innym miejscu zmienia kontekst”. Trudno byłoby jednak mierzyć się z twórczością polskiego pisarza bez właściwego mu odrzucenia obowiązujących norm. Właśnie na tym polu widoczna staje się wyjątkowość tej płyty. Złączone w improwizacji różne stylistyki, oparte na zdekonstruowanym tekście, tworzą spektrum dźwięków wolne od formy zarówno muzycznej, jak i literackiej. Można śmiało powiedzieć, że duet oddaje hołd Gombrowiczowi nie tylko przez nawiązanie do treści jego dzieła, ale przede wszystkim poprzez przełożenie na język muzyki stylu, w jakim go napisano.

Zapytana, jak określiłaby swój śpiew, Anna Gadt stwierdziła, że najchętniej nazwałaby go „wydawaniem dźwięków”. To kluczowe dla docenienia jej kunsztu. Choć jest artystką perfekcyjnie wyszkoloną, to ciągle poszerza swój warsztat, sięgając po narzędzia obce jazzowej wokalistyce, jak choćby beatbox. Wykonując sztukę całkowicie pozbawioną ram stylistycznych, wciąż dostrzega jednak walor klasycznej techniki. „Jestem za tym, żeby poszerzać swoje możliwości warsztatowe, po to, by przy improwizacjach mieć jak najmniej barier dla swojej wyobraźni”. To niezwykle ważna lekcja, zwłaszcza dla młodych wykonawców, by w poszukiwaniach indywidualnego języka pamiętać o korzeniach, z których bierze się ich styl.

Anna Gadt potwierdza, jak bardzo przydatna może okazać się własna erudycja. Jej produkcje przepełniają ambitne treści, rzadko spotykane w twórczości innych artystów. Ma przy tym niezwykłe wyczucie, by merytoryka nie przytłaczała muzyki. W dobie dziesiątek projektów poświęconych pamięci wielkich twórców to niezwykłe, że jest artystka, której oddanie mistrzom bierze się nie z instytucjonalnych zamówień, ale szczerej fascynacji.

Autor - Jakub Krukowski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO