Płyty Recenzja

Keith Jarrett – Bordeaux Concert

Obrazek tytułowy

(ECM, 2022)

Bordeaux Concert jest kolejnym zapisem solowego występu Keitha Jarretta. Wydany ponad miesiąc temu, 30 września, przez Manfreda Eichera i jego wytwórnię ECM album nagrany został podczas koncertu w L'Auditorium de l'Opéra National de Bordeaux, przed 1400-osobową publicznością, 6 lipca 2016 roku. Jest to już trzecie opublikowane nagranie z trasy koncertowej Jarretta z 2016 roku, po Munich 2016 i Budapest Concert, oraz kolejne z wielu archiwalnych koncertów wydawanych od lat przez właściciela monachijskiej wytwórni.

Keith Jarrett w drugiej połowie lat sześćdziesiątych, po krótkim epizodzie w Jazz Messengers, dał o sobie znać w wielkim stylu w kwartecie Charlesa Lloyda, a potem dodatkowo ugruntował swoją pozycję w zespole Milesa Davisa. Przez kolejną niezwykle twórczą dekadę, już jako lider wielu różnorodnych formacji, nagrywał równolegle dla takich firm jak Columbia, Impulse!, Atlantic, a w 1971 roku dokonał swojego pierwszego, nota bene solowego, nagrania dla ECM, aby już od 1977 roku do dzisiaj pozostać wyłącznie w katalogu tej firmy. Zapewne przyczynił się do tego fakt, że płyta zawierająca nagranie z koncertu w Kolonii The Köln Concert, pomimo wydawałoby się wyjątkowo niefortunnych okoliczności powstania, jeśli wierzyć różnym źródłom, okazała się najlepiej sprzedającym się nagraniem fortepianowym w historii.

Rzeczywiście, album ten do dzisiaj cieszy się niesłabnącym powodzeniem, i to zarówno wśród publiczności niewyrobionej, jak i koneserów jazzu. Czy to nieoczekiwany efekt artystyczny, czy aspekt komercyjny przyczynił się dotego, że ECM pozostała dla Keitha Jarretta wytwórnią wyłączną? Na pewno ten i kolejne albumy z jego solowych występów stały się żelazną pozycją w ofercie firmy. Ukazało się wprawdzie pięć płyt zawierających solowe nagrania studyjne (w tym zapoczątkowująca współpracę Facing You z 1972 roku), ale wydaje się, że nie uważa się ich za najbardziej znaczące w dyskografii pianisty. Interpretując – wprawdzie ze znacznie mniejszym powodzeniem – kompozytorów klasycznych, Jarrett wydaje także płyty w ramach ECM New Series.

Wszystkie wydane dotąd nagrania koncertowe zawierają, poza nielicznymi wyjątkami, improwizacje. Przez lata Jarrett nie przestał zadziwiać swoją kreatywnością i zyskał sobie zasłużone miano jednego z największych improwizatorów jazzu. Nagrania te, z uwagi na ich charakter, daje się z łatwością podzielić na dwa okresy. Pierwszy, od znakomitego zresztą albumu Solo Concerts: Bremen/Lausanne z 1973 do Concerts z 1982, z koncertów wykonanych w 1981 w Bregenz i w Monachium – cechują bardzo długie, niejednokrotnie ponadgodzinne, nieprzerwane improwizacje. W drugim, zapoczątkowanym Dark Intervals, nagranym w roku 1987, pianista wykonuje znacznie krótsze, kilku-, kilkunastominutowe formy, z przerwami, podczas których brzmią oklaski publiczności.

Taką też postać ma koncert w Bordeaux. Najdłużej, ponad dwanaście minut, trwa część pierwsza. Z perspektywy całej płyty stanowi ona preludium o funkcji podobnej do tej, jaką pełniła uwertura w suitach barokowych. Być może Keith Jarrett przygotowywał się wcześniej do występu właśnie przed francuską publicznością, gdyż ewidentnie słychać w tej części odwołania do Debussy’ego, Ravela czy Messiaena. Trzeba jednak przyznać, że jest to najsłabsza część całego albumu. W pierwszej połowie tego fragmentu Jarrett po dynamicznym wejściu utrzymuje mocne uderzenie, ale wydaje się, że daremnie szuka właściwego pomysłu, a często też tempo zrywa się, łamie i wcale nie jestem pewien, że to jest świadomy zamysł. Niemal dokładnie w połowie utworu następuje gwałtowna zmiana koncepcji i tempa, ale próba znalezienia przekonującego motywu i tu, po różnorodnych, nużących próbach, nie zostaje zakończona powodzeniem. Nareszcie Jarrett, ku uldze słuchacza, gra krótki motyw bez najmniejszych wątpliwości inspirowany preludiami Claude’a Debussy’ego i kończy pierwszy fragment koncertu.

Na szczęście począwszy od drugiej częściaż do tej, która kończy album, płyty słucha się z wielką przyjemnością. Utwory są już znacznie krótsze, każdy z nich zawiera jeden, zwykle szczęśliwie stworzony motyw. Trzeba też przyznać, że liczne części, np. II, III, VI, VII, XI czy XII cechują się urzekającą urodą. Pomimo że autorstwo całej muzyki przypisane jest inwencji improwizacyjnej Keitha Jarretta, ma się wrażenie, że jest wędrówka wykonawcy po katalogu wspomnień muzycznych z całego jego życia, wykształcenia, jak również wrażliwości muzycznej, więc liczne fragmenty brzmią dla jego słuchaczy bardzo znajomo. Mamy tu cały przekrój – od przypominanych standardów jazzowych przez muzykę filmową, klasyczną – w stylu Bacha, Chopina czy Szostakowicza – po rasowy blues. Poza pierwszą częścią Jarrett znajduje pomysł na ten koncert i w znakomitej większości jest to piękny album, prezentujący to, co w solowej pianistyce Jarretta najlepsze.

Europejska trasa w lipcu 2016 roku była ostatnią serią występów Jarretta. Po niej nastąpił tylko jeden koncert 15 lutego 2017 w Carnegie Hall. Rok później muzyk doznał udaru mózgu, niedługo potem nastąpił drugi. Pomimo rehabilitacji udary pozostawiły ślad w postaci porażenia połowiczego lewostronnego. Wydaje się, niestety, że już nie usłyszymy Keitha Jarretta na żywo. Na szczęście pozostały liczne wydane nagrania, a można wierzyć, że w archiwach ECM znajduje się jeszcze wiele zapisanych koncertów, które prędzej czy później ujrzą światło dzienne.

Cezary Ścibiorski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO