Płyty Top Note

Korybalski, Traczyk, Zemler – Don’t Try

Obrazek tytułowy

For Tune, 2022

Oficyna For Tune już lata temu przyzwyczaiła nas, że wydaje płyty niezwyczajne i że zawsze powinniśmy być gotowi na duże zaskoczenie. Co potwierdziło się i tym razem w przypadku płyty Don’t Try tria Korybalski, Traczyk, Zemler – zadziwiającej zarówno swoją oryginalnością, jak i ciężarem gatunkowym.
Płyta jest całkowitą improwizacją, nagraną w ciągu jednodniowej sesji 4 listopada 2020 roku. Wprawdzie pierwotnie miała być nagrana w kwartecie, jednak pandemia pokrzyżowała te plany, ostatecznie materiał został nagrany w triu. Wydaje się, że Łukasz Korybalski jest tu liderem, grającym na trąbce, flugelhornie oraz syntezatorze AE Modular firmy Tangible Waves. Jak czytamy w informacji prasowej o albumie Don’t Try, syntezator ten to „Instrument do pewnego stopnia nieprzewidywalny, doskonale przez to wpisujący się w logikę przedsięwzięcia”. Od wydania jedynej jak dotąd autorskiej płyty Łukasza Korybalskiego CMM (do filmu Całe mnóstwo miłości) upłynęło już pięć lat. Cały ten czas trębacz pozostawał bardzo czynny, można go usłyszeć w nagraniach występów oraz sesji w przeróżnych konstelacjach muzycznych, chociażby na płycie Orchid Macieja Gołyźniaka czy w formacji Chłopcy Kontra Basia. Wojtek Traczyk jest aktywnym basistą, od lat biorącym udział w licznych projektach, takich jak np. pamiętna To Tu Orchestra Wacława Zimpla, Purusha, Warsaw Improvisers Orchestra, Warszawskie Combo Taneczne, a ostatnio m.in. w Osiecka De Luxe Mai Kleszcz oraz Musiquette A: Terry Riley In C. Wszechstronny perkusista Hubert Zemler już od ponad 20 lat jest dobrze zadomowiony w polskiej muzyce spod znaku awangardy, zwłaszcza tej wymykającej się wszelkim klasyfikacjom. Jego dyskografia sięga niemal 70 płyt, wśród nich jest kilka, w których współtworzył sekcję rytmiczną z Wojtkiem Traczykiem (Osiecka de Luxe, Musiquette A: Terry Riley In C, Joy! Guru, To Tu Orchestra).
Doskonale słychać, że płyta Don’t Try została nagrana podczas jednego dnia. Odtwarzając ją, odnosimy wrażenie, że bierzemy udział w niezwykłym koncercie, a świadomość, że muzyka niejako „powstaje na naszych uszach”, daje poczucie przywileju uczestniczenia w wyjątkowym akcie twórczym. Ciekawe, że zarówno ja sam, jak i osoby, z którymi miałem już okazję dzielić się wrażeniami z odsłuchu tej płyty, po rozpoczęciu odtwarzania podejrzewaliśmy, że coś popsuło się w sprzęcie. Chciałbym jednak uspokoić słuchaczy, że jest to świadomy zamysł zespołu. Dźwięki syntezatora na otwierającym płytę Which Bowie Are You Talkin' About? mogą brzmieć jak zwarcia i trzaski, ale na tle tego chaosu spokojne, rytmiczne ostinato kontrabasu nadaje strukturę, do której dołącza najpierw perkusja, a następnie krótkie, rozmyte, miękkie wstawki na trąbce. A w kolejnych częściach muzyka coraz bardziej się jednoczy.
Z początku powolny, dobitny rytm w kolejnym Barszcz Part 1 staje się bardziej złożony i łamany. Już od następnego utworu Walcz stopniowo nabiera charakteru transowego. Sonorystyczna, przestrzenna gra Huberta Zemlera na bębnach i instrumentach perkusyjnych zaczyna w miarę trwania muzyki zlewać się z dźwiękami syntezatora, a samo urządzenie coraz trudniej odróżnić od brzmienia pozostałych muzyków. Dodatkowo dźwięk trąbki Łukasza Korybalskiego często przetworzony jest elektronicznie, a Wojtek Traczyk ze swoim solidnym rytmem i bogatym, soczystym dźwiękiem sprawiają, że wszystko to skutecznie zlewa się w intrygującą, gęstniejącą całość. Muzyka w miarę następowania kolejnych części, począwszy już od Eraserhead, staje się sukcesywnie mistyczna, rozmyta, dogłębna i przejmująca. W kompozycji (improwizacji?) Don't syntezatora właściwie nie słychać, ale za to można w pełni docenić, jak dobrym trębaczem jest Korybalski.
W ostatnich dwóch częściach albumu, począwszy od Barszcz Part 2, basista sięga po smyczek, syntezator wraca na plan nieomal jako czwarty instrumentalista zespołu, rytm zwalnia i czujemy, jak cała niezwykła sesja domyka się swoistą klamrą. Ostatni utwór No Escape From My Cage, znacznie dłuższy od pozostałych, dojmujący i eteryczny, kończy tę niezwykłą podróż, w którą zabrali nas twórcy albumu. Do tak ambitnego przedsięwzięcia potrzeba było wybitnych muzyków – i to się w pełni tutaj udało. Nie tylko ich niezwykły warsztat, ale też wyjątkowa wrażliwość i otwartość sprawiły, że ta sesja dała tak znakomity i wyjątkowy efekt.
Założenia tego albumu przypominają mi pomysły leżące u podstaw dwóch należących do najbardziej znaczących płyt w dorobku Tomasza Stańki: TWET (według mnie to najlepsza jego płyta) oraz Freelectronic, Switzerland. Pierwsza z nich, jak mówił Tomasz Stańko w swojej autobiografii, była całkowitą improwizacją, bez zapisu nutowego czy wcześniejszych prób. Na drugiej niespotykaną dotąd rolę odegrały syntezatory Tadeusza Sudnika. To samo charakteryzuje też płytę tria Korybalski, Traczyk, Zelmer. Z jednej strony zupełna improwizacja – muzycy inspirują się i odnajdują zupełnie na nowo podczas grania. Z drugiej – znaczące i twórcze wykorzystanie syntezatora. Nie wiem, na ile te płyty Tomasza Stańki stały się dla Łukasza Korybalskiego inspiracją. Szczęśliwie płyta Don’t Try, sama będąc tak niezwyklłą i oryginalną, staje się ich kontynuacją, a więc przedłużeniem naszej najlepszej tradycji jazzowej. Otrzymaliśmy propozycję najwyższej próby, która oszałamia, zachwyca, zapraszając do wielokrotnych powrotów i kolejnego odkrywania coraz to nowych i głębszych treści zawartych w tym niezwykłym nagraniu.

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO