Płyty Recenzja Top Note

Leszek Kułakowski – Witkacy Narkotyki

Obrazek tytułowy

Soliton, 2022

Związki polskiego jazzu i literatury na przestrzeni ostatniego półwiecza nie były może spektakularne, ale objawiły się co najmniej kilkunastoma płytowymi projektami. Dotyczyły one oczywiście głównie polskiej poezji (m.in. Szymborska, Miłosz, Kochanowski), ale z całą pewnością pokazały, że oba obszary znakomicie się uzupełniają. To zresztą niespecjalnie odkrywcza teza. Od lat mówi się wszak, że poezja i jazz mają sporo strukturalnych podobieństw, wśród których swoboda interpretacyjna, improwizacja, pewna nieregularność formy dobrze się z sobą integrują.

Leszek Kułakowski, jako wytrawny kompozytor i instrumentalista, postawił sobie jednak dużo trudniejsze zadanie. Mianowicie stworzenie niemal pełnego muzyczno-literackiego widowiska z wykorzystaniem całego potencjału możliwości tkwiących w wykonawczym warsztacie jazzowych improwizatorów. Do współpracy zaprosił artystów, którzy w swoich kategoriach należą do czołówki polskiego i europejskiego jazzu. Przy tym, jak przypuszczam, Kułakowski precyzyjnie przemyślał rolę, jaką odegrać miał tu każdy ze starannie dobranych artystów-solistów. Od aktorskiego (w interpretacji) popisu Jerzego Karnickiego i genialnie kontrapunktującego go wokalnie Jorgosa Skoliasa po improwizatorskie dzieło trębacza Tomasza Dąbrowskiego i gitarzysty Marcina Wądołowskiego. Choć jestem daleki od twierdzenia, że nie ma ludzi niezastąpionych, to jednak tu zaryzykuję opinię, że trudno byłoby znaleźć równie kompetentny team do realizacji tak karkołomnego przedsięwzięcia, jakim z całą pewnością jest projekt Witkacy Narkotyki.

Oczywiście, z historycznej perspektywy, nie da się pominąć tu znaczenia słynnego dwupłytowego albumu Tomasza Stańki i Marka Walczewskiego Witkacy Peyotl, nagranego w połowie lat 80. Stańko jako pierwszy docenił (w dużej części dzięki własnym doświadczeniom i eksperymentom) potęgę i atrakcyjność Witkacowskich narkotyczno-alkoholowych wizji ujętych w ramy literackich fantasmagorii. On pierwszy powiązał całość muzyczno-literackiego materiału w jeden zwarty dźwiękowy spektakl. Wydaje się nawet, że zrobił to na tak wysokim poziomie artystyczno-wykonawczym i koncepcyjnym, że przez lata (ponad trzy dekady!) nikt nie odważył się podjąć podobnie trudnego zadania, nie ryzykując jednocześnie posądzenia o wtórność, artystyczne naśladownictwo, a nawet plagiat. Nie przewidział tylko, że demony Witkacego będą wciąż żywe i cytując samego artystę, „zdradnie mamić będą kolejne ofiary”.

Sam Leszek Kułakowski przyznaje, że jego zainteresowanie Witkacym, jak o nim mówi, „wariatem z Krupówek”, wynikało m.in. z miłości do Tatr, Zakopanego i folkloru góralskiego. Przy okazji realizacji tego projektu próbował dopowiedzieć sobie na pytanie: „Kim był Witkacy? Dramaturgiem, portrecistą, prozaikiem, poetą, alkoholikiem, narkomanem czy erotomanem?”. Uznał, że pojęcie „filozof” (użyte przez samego Witkiewicza) chyba najlepiej oddaje naturę tej skomplikowanej, twórczej osobowości. Ale czyż płytowy projekt Witkacy Narkotyki, będący przecież, w dużym uproszczeniu, muzyczną wersją słynnego traktatu, nie jest próbą integracji sztuk, godzenia gatunków, do tego – w warstwie literackiej – prezentacji poglądów etyczno-moralnych autora, a nawet promowania życiowych postaw i psychologicznej analizy ludzkich zachowań, czymś w rodzaju filozoficzno-artystycznej rozprawy? Kontraktu i artystycznego sojuszu muzyki i literatury? Dodajmy, że sam Leszek Kułakowski to urodzony słupszczanin, od blisko trzech dekad animujący w mieście życie koncertowe, choćby w ramach stworzonego przez siebie Komeda Jazz Festival. A przecież dla wszystkich miłośników talentu Witkacego Słupsk jest mekką, z jedynym w Polsce tak ogromnym zbiorem słynnych portretów (tworzonych nierzadko pod wpływem różnorodnych substancji), do których, w pewnym sensie, odnosi się także traktat Narkotyki.

Płyta Leszka Kułakowskiego została zrealizowana w formacie live. Jest rejestracją koncertu, który odbył się w ramach 27. edycji Komeda Jazz Festival w roku 2021 i był kolejną odsłoną tradycyjnych festiwalowych prezentacji specjalnych pianisty, od lat będących częścią festiwalowego programu. Niemal natychmiast po przesłuchaniu całości materiału zadałem sobie pytanie, czy ów projekt skorzystałby na ewentualnej realizacji studyjnej. Choć, z drugiej strony, pomyślałem też, czy przypadkiem studio nie zhermetyzowałoby tej tak cennej swobody i nieskrępowanej formy artystycznej wypowiedzi. Koncert rządzi się wszak własnymi prawami: niepowtarzalności, nieprzewidywalności i niepoprawialności, czego z pewnością gorącym zwolennikiem byłby sam Witkiewicz. Poza tym ma pewne cechy upojenia i narkotycznego transu, nieprzewidzianej (w pewnych granicach) muzycznej narracji artystów i, co warto podkreślić, spontanicznych reakcji zgromadzonej na widowni publiczności. Przekazywane treści jednych intrygowały, czasem szokowały, innych bawiły, rozśmieszały. Ale przecież taki był Witkacy… i niech taka też będzie ta muzyka.

Andrzej WIniszewski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO