Felieton Słowo

Down the Backstreets: Zbyt stylowi, by rapować wyraźnie

Obrazek tytułowy

EPMD – Strictly Business

(Fresh Records/Sleeping Bag Records, 1988)

Czasem wystarczy mieć styl (z pogrubioną czcionką, kapitalikami, szlaczkiem i gwiazdkami dookoła), by zapisać się na stałe w historii kultury. A jeśli dorzucimy do tego komplet zabójczych, genialnych bitów, to mamy przepis na pierwsze miejsce listy sprzedaży Billboardu. Nie ograniczam geniuszu EPMD tylko do tych dwóch elementów, bo ich twórczość przez lata pokazała wiele twarzy, ale na debiutanckim albumie Strictly Business to właśnie ich monotonna charyzma, eksponowana na ponadczasowych podkładach jest w mojej opinii kluczem do sukcesu.

Najprościej rzecz ujmując – Erick Sermon i Parrish Smith na Strictly Business to dwa najbardziej cool dzieciaki w klasie. Są aroganccy, przekonani o swojej wyższości, modnie ubrani, otoczeni pięknymi dziewczynami, królują na imprezach. Rapują leniwie, bo przecież są zbyt fajni, by obchodził ich wysiłek wymawiania wszystkich głosek. Tematy tekstów, jeśli mamy być szczerzy i naprawdę wycisnąć z nich esencję, zmieniają raz na album (ale gdy już się uczepili nowej historii w Jane, to kontynuowali tę opowieść na każdym następnym albumie). Cały ten opis głównych bohaterów może brzmieć dla Was, Drodzy Czytelnicy, dość pejoratywnie. Zapewniam więc, że tych dwóch cwaniaczków się po ludzku lubi.

Wystarczą pierwsze sekundy You Gots to Chill lub Let the Funk Flow by mimowolnie zacząć kiwać głową lub dostosować rytm spaceru. A gdy Parrish robi słynną pauzę w It’s My Thing – cały świat dookoła zastyga. EPMD nie są lirycznymi potworami, ale mają unikatowy talent do składania prostych pojedynczych linijek, które w połączeniu z rytmem, charyzmą i leniwym sposobem mowy uderzają swoją bezczelnością. Dla przykładu: Erick Sermon, pierwsza zwrotka You Gots to Chill: „Well, you should keep quiet while the MC rap / But if you tired, then go take a nap!”. Nie dość, że zrymował „rap” z „nap” (chociaż trzeba oddać, że też „quiet” z „tired”), to jeszcze zrobił z drzemki punchline. Niewielu raperów potrafiłoby wybrnąć z takiego tekstu obronną ręką. EPMD chcą być podziwiani, chcą robić pieniądze (Erick and Parrish Making Dollars – tak się rozwija akronim EPMD), a my patrzymy, słuchamy, i nie możemy przestać.

Letargiczne przechwałki duetu zatopione są w głębokich, funkowych groove’ach, wyprodukowanych przez nich samych. Panowie powyciągali co najlepsze z tanecznych bopów Ricka Jamesa, Kool & the Gang, Zapp, The Whole Darn Family czy the J.B.’s. Często bity prowadzone są przez linię basu (dodatkowe punkty przy rozsadzaniu głośników), a łączone ze sobą w wykręcony sposób sample dość oczywiste. Wydaje się, że to prosty przepis i nic wyjątkowego w porównaniu np. z technikami produkcyjnymi Bomb Squadu w analogicznym okresie. Natomiast właśnie w tym złudnym wrażeniu lenistwa, unikania wysiłku twórczego i zszywania wszystkich tych bujających dźwięków swoim rapowaniem tkwi geniusz i magnetyzm Strictly Business. Te sample, te słowa, tę formułę potem próbowały odtwarzać dziesiątki artystów – z różnym skutkiem.

Strictly Business osiągnęło status złotej płyty – podobnie jak cztery ich następne albumy. W kolejnych latach twórczość EPMD – zarówno w grupie, jak i solo – zmieniała swój charakter. Rapowali z większą werwą i wyraźniej (świetnie słychać to w fantastycznym singlu Symphony 2000 z albumu Out of Business), obydwaj przykładali więcej wagi do warstwy tekstowej (chociaż nigdy nie przebili się do ekstraklasy w tym aspekcie), czasem skręcali bliżej mainstreamu, a czasem szli w najsurowszy hardcore. Połowę lat 90. (1992-1997) spędzili skonfliktowani, ale gdy zdecydowali się na powrót, to potężny singiel Da Joint wysłał jasny komunikat: EPMD nie wybierają się jeszcze na emeryturę. Środowisko wydaje się jednak zgodne, że Strictly Business pozostaje ich najwspanialszym albumem. Stężenie zajebistości przebija sufit, bity wyprzedzały swoją epokę i do dzisiaj niemiłosiernie bujają, młodzi Erick i Parrish nadal pozostają największymi kozakami w szkole.

Strictly Business to również jeden z najczęściej cytowanychalbumów rapowych. Talent EPMD do magnetycznych, uderzających linijek dał początek wielu nawiązaniom, skreczowanym refrenom, a nawet bitom z wysamplowanymi ich głosami. Osobiście „wychowali” i wypromowali też szereg artystów, którzy zapisali się złotymi zgłoskami w historii rapu: Redmana, Keitha Murraya, Rockwildera czy Das EFX.

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO