Płyty Recenzja

Charles Lloyd – The Sky Will Still Be There Tomorrow

Obrazek tytułowy

(Blue Note Records, 2024)

„Charles Lloyd znów to zrobił!”. „Wiemy co wydarzyło się na najnowszej płycie wirtuoza saksofonu!”. „Odkrywamy kulisy najnowszych nagrań amerykańskiego gwiazdora!”. Gdyby jazz gościł na głównych stronach popularnych portali internetowych, tak zapewne wyglądałyby nagłówki doniesień o najnowszym albumie Charlesa Lloyda. Niniejsza recenzja zagości wprawdzie tylko na niszowym poletku jazzowym, ale za to na sugerowane w chwytliwych nagłówkach pytania odpowie dogłębnie i w zupełnie nie tabloidowym stylu.

„Charles Lloyd znów to zrobił!”. Świętujący w dniu premiery 86. urodziny muzyk nie zwalnia tempa i prezentuje światu swoje kolejne nagrania – w tym sporą dawkę premierowych kompozycji. Lubię i cenię muzykę Lloyda, choć nie należę do bezkrytycznych wyznawców jego działań artystycznych. W przypadku produkcji fonograficznych jak dotąd nie doznałem zawodu. Lloyd nie poszukuje na siłę zmian. Podąża własnymi, utartymi ścieżkami. A ja za każdym razem z niekłamaną przyjemnością zanurzam się w Lloydowskim uniwersum. The Sky Will Still Be There Tomorrow nie stanowi tutaj wyjątku.

„Wiemy co wydarzyło się na najnowszej płycie wirtuoza saksofonu!”. Dwupłytowe wydawnictwo zawiera dziewięćdziesiąt minut muzyki. Piętnaście utworów to kompozycje Lloyda, uzupełnione dwoma tradycyjnymi Balm in Gilead oraz Lift Every Voice (duet fortepianowo-saksofonowy). Lloyd sięga zarówno po starsze swoje dzieła, jak i dzieli się nowymi utworami. Tych znajdziemy na płycie sześć: The Water Is Rising; minutowy, zagrany solo na flecie przez Lloyda Late Bloom; będący hołdem dla Billie Holiday The Ghost of Lady Day; trwający ponad kwadrans, najdłuższy na płycie – Sky Valley, a także Spirit of the Forest oraz When the Sun Comes Up, Darkness Is Gone. Lloyd oddaje również cześć innym wybitnym postaciom: Cape to Cairo dedykowany został Nelsonowi Mandeli, a Booker’s Garden trębaczowi Bookerowi Little.

„Odkrywamy kulisy najnowszych nagrań amerykańskiego gwiazdora!”. Idea nagrań zakiełkowała w umyśle Lloyda w roku 2020 a artysta od razu założył, że stworzy do jej realizacji nowy zespół. Zmaterializowało się to przy okazji koncertu z okazji 85. urodzin Lloyda w postaci kwartetu z udziałem pianisty Jasona Morana, kontrabasisty Larry’ego Grenadiera i perkusisty Briana Blade’a. I choć nie jest nowością, że na płytach towarzyszą Lloydowi muzycy wybitni, to i tak za każdym razem ich skład budzi zdumienie i zachwyt. Sam lider zagrał na alcie, tenorze i flecie.

I tak właśnie wyglądają „rewelacje” na temat nowej płyty Charlesa Lloyda. Żadnych zaskoczeń, żadnych zmian. I jak zawsze fantastyczna, wykonana na najwyższym poziomie muzyka, potwierdzająca nieustannie trwający szczyt twórczych możliwości tego artysty. Cóż można powiedzieć… „Charles Lloyd znów to zrobił!”.

Krzysztof Komorek

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO