Recenzja

Antoni Gralak – Ganga

Obrazek tytułowy

Z równym powodzeniem można przy tym materiale tańczyć, jak i go kontemplować

Antoni „Ziut” Gralak to na naszej scenie muzycznej bez wątpienia postać wyjątkowa. Celowo używam sformułowania „muzycznej” bo określenie „jazzowej” byłoby zbyt ograniczające w przypadku tego muzyka. W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku był czołową postacią „niepokornej ścieżki” polskiego jazzu, współtworząc formacje Free Cooperation i Young Power. Alternatywną jazz-rockową muzykę tworzył w grupach Sfora i Woo Boo Doo, a wszystkie te doświadczenia znalazły najpełniejszą emanację w kultowym Tie Break’u. Potem pojawiły się jego autorskie projekty, działające do dziś – Graal i YeShe.

Poza swoimi macierzystymi zespołami Gralak udzielał się (i udziela nadal) na niezliczonej ilości płyt oraz w składach koncertowych innych muzyków. Są wśród nich tak różnorodni wykonawcy jak: Wojciech Waglewski i Voo Voo, Stanisław Soyka, Justyna Steczkowska, Wilki, Raz, Dwa, Trzy, Anna Maria Jopek, Andrzej Smolik, Masala Sound System, Tymański Yass Ensamble, Pogodno i… długo by jeszcze wymieniać. Poza tym artysta komponuje i nagrywa muzykę filmową i teatralną. Za każdym razem jego trąbka odciska na muzyce swoje oryginalne, niepowtarzalne piętno.

Ganga to najnowsza, wydana w ubiegłym roku, płyta Antoniego Gralaka. Jak sugeruje tytuł, muzyk zbiera nas tym razem w podróż do Indii. I to podróż dosłowną, bo artysta wykorzystuje w materiale oryginalne nagrania lokalnych indyjskich instrumentalistów. Obok lidera na płycie pojawili się: Babl (tabla), Raj Kumar Verma (sitar), Tayagi Mohanlhi (shanay) oraz znany dobrze – między innymi z wcześniejszych kolaboracji z Gralakiem – Zbigniew „Uhuru” Brysiak (instrumenty perkusyjne).

Patrząc wyłącznie na skład, można odnieść wrażenie, że spotkamy się z mocno etniczną, akustyczną muzyką. Wrażenie to jednak może się zmienić jeszcze przed przesłuchaniem materiału, kiedy przeczytamy na okładce listę instrumentów przypisanych Gralakowi. Znajdziemy na niej trąbkę, gitarę basową, syntezatory, instrumenty klawiszowe oraz sampling. Elementy muzyki hinduskiej oraz jazzowej improwizacji trębacza podane są w gęstym elektronicznym, drum'n'bass’owym sosie.

Już projekt okładki zapowiada, że całość będzie niezwykle barwna i intensywna, co rzeczywiście potwierdza się podczas odsłuchu. W pierwszej chwili można nawet odnieść wrażenie, że natłok dźwięków docierających do uszu słuchacza jest zbyt duży, a jednak kiedy „wejdziemy” w tę muzykę, szybko okaże się, że przestrzeń dźwiękowa jest utkana gęsto, ale z rozmysłem i dużym smakiem.

Jeśli mielibyśmy płytę Ganga odnieść do dotychczasowych dokonań Antoniego Gralaka, to pomimo zupełnie odmiennego składu jest ona najbliższa dokonaniom YeShe. Tam również trąbka lidera była otoczona sporą dawką elektroniki i wyraźnie słyszalne były orientalne inspiracje (yeshe to tybetańskie określenie mądrości). Tym razem artysta idzie jednak o krok dalej, po mistrzowsku łącząc brzmienie swojej trąbki, z nagranymi wcześniej instrumentami orientalnymi i elektronicznym soundem. Na równie duże uznanie jak sama muzyka zasługuje produkcja płyty, dzięki której żaden z tych elementów nie brzmi obco (za pierwszy miks odpowiada Adam Celiński i Studio Radioaktywni, za drugi Antoni Gralak i Studio Zagnańsk).

Album zawiera osiem kompozycji. Otwiera go spokojnym, etnicznym wstępem utwór Beyond Time, który jednak już po chwili nabiera wręcz tanecznej pulsacji. Taniec ten daleki jest jednak od bollywoodzkich pląsów, a ma w sobie mnóstwo transowej energii. Do tańca nawiązuje też, nie tylko swoim rytmem, ale także tytułem, druga kompozycja na płycie – Kandro taniec. Choć dla niektórych może to być zachętą, a dla innych wręcz przeciwnie, to trzeba powiedzieć, że przy tej płycie… po prostu można tańczyć. Nie brakuje na albumie momentów wyciszenia, kiedy Gralak roztacza przed słuchaczem orientalne elektroniczne pejzaże, albo kiedy docierają do naszych uszu wyłącznie dźwięki akustycznych hinduskich instrumentów. Dominuje jednak muzyka pulsująca rytmiczną, barwną i przede wszystkim pozytywną energią.

Artysta na przemian improwizuje i gra powtarzane, nawiązujące do kultury Indii motywy melodyczne. Obie role trąbki znakomicie się uzupełniają, tworząc w efekcie muzykę trudną do sklasyfikowania. Mimo że dużo tu elektroniki i nowoczesnej produkcji, to Gralakowi udało się zachować w tym wszystkim efekt obcowania ze wschodnią duchowością. Z równym powodzeniem można przy tym materiale tańczyć, jak i go kontemplować. Z pewnością osiągnięcie takiego efektu nie jest łatwą sztuką. Ale w końcu mamy do czynienia z Antonim „Ziutem” Gralakiem!

Tytułowa Ganga to w hinduizmie bogini uosabiająca rzekę Ganges. Po zstąpieniu na ziemię, Śiwa rozdzielił Gangę na siedem rzek (Ganges i jego dopływy), aby jej przybycie nie wywołało katastrofalnych powodzi. Kiedy na płycie słyszymy tradycyjne hinduskie instrumenty, nowoczesne cyfrowe brzmienia oraz charakterystyczną trąbkę Gralaka, ani przez moment nie mamy wątpliwości, że to jedna rzeka. I że zmierza w dobrym kierunku – nawet jeśli płynie pod prąd!

Autor: Piotr Rytowski

Ten tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 04/2018

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO