Recenzja

Joe Lovano, Marilyn Crispell, Carmen Castaldi – Trio Tapestry

Obrazek tytułowy

Urodzony w 1952 roku Joe Lovano od połowy lat osiemdziesiątych konsekwentnie buduje swoją pozycję jednego z najważniejszych współczesnych saksofonistów. Dość szybko wypracował charakterystyczne, miękkie, pełne i aksamitne brzmienie – walor od dziesięcioleci chętnie wykorzystywany przez wielu czołowych muzyków.

Już w połowie lat siedemdziesiątych do współpracy Lovano zaprosił organista Lonnie Smith. Rozwijając swoją karierę, grał w zespołach Woody’ego Hermana, Mela Lewisa, Elvina Jonesa, Carli Bley, Lee Konitza i Boba Brookmeyera. Później nagrywał jako sideman, między innymi u Johna Abercrombiego, Petera Erskine’a, Billa Frisella, Charlie’ego Hadena, Marca Johnsona, Johna Zorna, Johna Scofielda, Steve’a Swallowa i McCoy Tynera, a najczęściej chyba zapraszany był na sesje przez Paula Motiana.

Sam Joe Lovano swoim nazwiskiem firmował ponad trzydzieści albumów, nagranych w większości dla Blue Note, z którą to wytwórnią związany był przez ponad ćwierć wieku. Płyta Trio Tapestry jest jego debiutem w roli lidera dla ECM-u. Niemniej monachijskie wydawnictwo nie było mu obce, wcześniej uczestniczył w nagraniu jedenastu płyt dla tej wytwórni, właśnie jako sideman.

Najnowsza płyta wyróżnia się spośród ostatnich wydawanych przez ECM. Cechuje ją przy tym znamienne dla tej wytwórni eteryczne, wypełnione pogłosami brzmienie, które tutaj bardzo dobrze wpisuje się w zamysł całego albumu. Zespół grający na płycie, tytułowe Trio Tapestry, składa się z lidera grającego na saksofonie tenorowym, gongach (odgrywających w tym nagraniu ogromną rolę) oraz, w jednym utworze, na tarogato. Trio dopełniają Marilyn Crispell na fortepianie oraz Carmen Castaldi na bębnach i instrumentach perkusyjnych.

Świadomie zabrakło tutaj basu i staranna struktura harmoniczna sprawiła, że przestrzeń brzmieniowa została całkowicie wypełniona przez trójkę instrumentalistów. Zabieg ten przynosi unikalny i znakomity efekt, uzyskany zarówno dzięki samemu zamysłowi lidera, jak i kunsztowi wszystkich muzyków. Nie bez znaczenia jest żmudna i długotrwała praca wszystkich osób biorących udział w nagrywaniu, miksowaniu i masteringu nagrania. Przydało się doświadczenie i rutyna Manfreda Eichera, który tutaj, jak niemal zawsze, wziął na siebie rolę producenta, ale również zaangażował się w proces miksowania, obok samego Joe Lovano i znanego od lat Gérarda de Haro z francuskiego studia La Buissonne, położonego niedaleko Awinionu.

Już otwierające nagranie One Time In stanowi wizytówkę płyty. Przestrzenne, otoczone echami dźwięki instrumentów perkusyjnych, gongów i czysty, miękki ton saksofonu niespiesznie budują przestrzeń dźwiękową, przygotowując grunt dla kolejnego utworu Seeds Of Change. Ten jest najmocniejszym punktem całego nagrania. Jest to nokturnowa, nostalgiczna kompozycja o wyjątkowej urodzie. Rozmowa trojga instrumentalistów, karmelowy ton saksofonu tenorowego nieśpiesznie prowadzący linię melodyczną na kanwie akompaniamentu fortepianu i perkusji.

Inne świetne fragmenty albumu to migotliwy i impresjonistyczny Sparkle Lights, zgodny w swoim charakterze z tytułem Mystic, gdzie głębokie dudnienie kotłów buduje tło dla miękkiego tonu tarogato, uzupełnianego tajemniczymi i przestrzennymi dźwiękami gongów, czy modernistyczny Spirit Lake, przypominający klimatem nagrania ECM-u z lat siedemdziesiątych. Niezwykłym pomysłem jest ezoteryczny Gong Episode, w całości zagrany na wielorakich gongach przez samego Joe Lovano. Na płycie słychać liczne odniesienia do takich klasycznych kompozytorów jak Claude Debussy (Razzle Dazzle, Sparkle Lights), Karol Szymanowski (Spirit Lake), Hector Berlioz (Mystic) i Anton Webern (Tarrassa).

Są też momenty słabsze, jak na przykład Razzle Dazzle, w którym cytaty z Claude’a Debussy’ego nie wystarczają, aby utrzymać uwagę słuchacza. Fortepian na Rare Beauty też sugeruje, że pianistce brakuje pomysłu na rozwinięcie melodii. Pomimo wielokrotnego przesłuchania nie zdołała mnie do siebie przekonać też Tarassa. Zamykający płytę The Smiling Dog jest zręcznym ukłonem w stronę Ornette’a Colemana, ale też ewidentnie odbiega od całości albumu.

W sumie Trio Tapestry Joe Lovano jest całkiem niezłą płytą, oryginalnością brzmienia i pomysłem korzystnie wyróżniającą się spośród ostatnich w katalogu wydawnictwa ECM.


Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 4/2019

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO