Recenzja

Kuba Płużek – Creationism

Obrazek tytułowy

Kuba Płużek to dla mnie zdecydowanie najbardziej intrygująca postać w świecie „szeroko pojętego jazzu” (nie lubię tego określenia, ale okołojazzowy jest jeszcze gorsze). Chyba trzeba wymyślić jakiś nowy termin albo w ogóle darować sobie gatunkowe szufladkowanie. Nie da się w dzisiejszych czasach jasno klasyfikować muzyki, a poza tym Kuba wpasowuje się w naprawdę wiele stylów. Weźmy jego trzy poprzednie albumy. Chwytliwe melodie, piękne ballady, różne brzmienia, nastroje. Warta odnotowania uwaga – Płużek pozostaje wierny swoim muzycznym towarzyszom. Skład nie zmienił się od debiutu, w zespole nadal grają Marek Pospieszalski, Max Mucha i Dawid Fortuna, dzięki czemu można obserwować ich wspólny, zespołowy rozwój.

Creationism jest punktem przełomowym w dotychczasowej dyskografii pianisty. Bardzo różni się od wcześniejszych koncepcji. Dlaczego? Jest różnorodny pod względem brzmienia, głównie za sprawą sporej ilości instrumentów klawiszowych, którymi operuje lider. Co ważniejsze jednak, nie jest łatwy w odbiorze, nie będziecie sobie nucić dwóch czy trzech utworów przez cały dzień. A tak przecież było z Froots (2017). Kuba Płużek rzuca wyzwanie słuchaczowi i zmusza jego szare komórki do pracy.

Utwory są poukładane następująco: dwa utwory solo, jeden w duecie, jeden w kwartecie. Kompozycje solowe, jeśli chodzi o wydobywanie dźwięku z fortepianu, dają spore pole manewru. Mimo całego wachlarza brzmień, artykulacji, glissand, przestrojeń – dominuje klarowność za sprawą powtarzania pewnych schematów. Dziwoląg opiera się na stałej repetycji jednego dźwięku w bardzo niskim rejestrze. String Theory jest ładem w spodziewanym chaosie. W siną dal to minimalizm, wybrzmiewanie, modulowanie dźwięków, których jest bardzo mało.

Klasyczny spektralizm skupiony na czasie, ciągłości, płynności i samym dźwięku? Sempre Bonettisimo krąży wokół hipnotycznej wręcz sekwencji dźwięków, co jakiś czas odświeżanej. Yebl przypomina mi Dziwoląga. Wykorzystany zostaje tu taki sam efekt brzmieniowy i niemal identyczny początek zawieszony na sekście wielkiej, która zamyka również całość. Nieco oddechu, i klimatu Froots, przynosi druga część numeru Far Focel. To samo dzieje się w przypadku Perystaltyki jelit, a powoduje to użycie wurlitzera, powrót do prostoty i ograniczonej ilości dźwięków w improwizacji. Te momenty są niesamowicie istotne, jeżeli mamy do czynienia z muzyką w całości wymagającą. Świadczy to o wyczuciu i muzycznej inteligencji Kuby Płużka.

Jestem pod wielkim wrażeniem jego dzieła. Każdy element jest wyważony, przemyślany i dopracowany, a w takiej koncepcji można było ostro przesadzić. O samych muzykach mogłabym napisać jeszcze wiele dobrych słów, ale czy to ma sens? Jeżeli ktoś nie boi się czasem pomyśleć przy odsłuchu – polecam. Jeżeli się boi – też polecam.


Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 4/2019

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO