Płyty Recenzja

Marcin Wasilewski Trio, Joe Lovano – Arctic Riff

Obrazek tytułowy

ECM Records, 2020

Trio Marcina Wasilewskiego (lider – fortepian, Sławomir Kurkiewicz – kontrabas, Michał Miśkiewicz – perkusja) swoją renomę wypracowało, współpracując ze znakomitymi solistami. Oczywiście muzycy nie mieliby ku temu okazji bez rozwijanej równolegle, udanej twórczości autorskiej. To jednak dzielenie sceny z najlepszymi wzbudziło szacunek, poszerzając grono odbiorców tria. Choć w trwającej już ćwierć wieku karierze kolektywu (jubileusz miał miejsce przed rokiem, a wciąż wydaje się nieprawdopodobny) najistotniejsza dla jego członków była gra z Tomaszem Stańką, to patrząc na ich dyskografię, można odnieść wrażenie, że chętniej niż trębaczy zapraszali do współpracy wirtuozów saksofonu.

Z uwagi na rodzinne relacje nie dziwi współpraca z Henrykiem Miśkiewiczem, z którym w 2001 roku, jeszcze jako Simple Acoustic Trio, nagrali album Lyrics. W 2013 roku trzech muzyków weszło w skład kwintetu gitarzysty Jacoba Younga, nagrywając album Forever Young – piątym muzykiem zespołu był wówczas norweski saksofonista Trygve Seim. W tym samym roku ukazał się czwarty autorski album tria wydany w wytwórni ECM – Spark Of Life, na który muzycy zaprosili saksofonistę ze Szwecji Joakima Mildera.

Na najnowszej, szóstej pozycji w katalogu monachijskiego wydawnictwa do polskiego składu dołączył natomiast Joe Lovano (saksofon tenorowy). Sesja nagraniowa miała miejsce we francuskim studiu La Buissonne w sierpniu ubiegłego roku, rzecz jasna pod okiem Manfreda Eichera. Materiał składający się na Arctic Riff stanowią zarówno utwory własne, jak i interpretacje cudzej twórczości oraz kolektywne improwizacje.

Album otwiera kompozycja Wasilewskiego Glimmer of Hope. To nastrojowa ballada sygnalizująca, czego możemy się spodziewać dalej. Pianista samodzielnie inicjuje delikatną linię melodyczną, do której po chwili dołączają koledzy z tria. Razem budują przestrzeń dla saksofonu Lovano, znakomicie odnajdującego się w tym subtelnym klimacie. Lider tria przygotował jeszcze trzy inne utwory: kolejną balladę Fading Sorrow oraz dwie pozycje napisane z myślą o zaproszonym gościu – energiczną L’amour fou (początkowo opatrzoną nazwą Crazy for Lovo, co jasno określało adresata melodii) oraz zamykającą płytę, spokojniejszą Old Hat (tu tytuł odnosi do charakterystycznych nakryć głowy Amerykanina).

Dwukrotnie grupa interpretuje kompozycję Vashkar Carli Bley, z czego pierwszą wersję wybrano na singiel promujący wydawnictwo. Tak silna więź z twórczością pianistki nie powinna dziwić. W 1983 roku Lovano był członkiem jej zespołu, a trzy lata później razem z nią uczestniczył w nagraniu Dream Keeper Charliego Hadena i jego The Liberation Music Orchestra. Dla Polaków zaś sięgnięcie po utwór Amerykanki nie jest niczym nowym, wcześniej interpretowali już jej King Korn (Simple Acoustic Trio When Will The Blues Leave?, 1996).

Trzy utwory powstały kolektywnie, w tym najdłuższy na płycie Cadenza oraz najkrótszy A Glimpse. Na ich tle zdecydowanie odróżnia się Arco, bardziej posępne i tajemnicze – dokładnie tak jak sugeruje tytuł, oparte na grze smyczkiem na strunach kontrabasu. Wszystkie trzy kompozycje są świadectwem świetnego porozumienia muzyków, mimo że ci po raz pierwszy w tym składzie odwiedzili studio nagraniowe. Dwie pozostałe pozycje przygotował Joe Lovano – Stray Cat Walk i On the Other Side. Obie stanowią wyraźny kontrast do melodycznych, subtelnych utworów polskiego pianisty. Znamienny jest tytuł drugiego z nich, napisanego zresztą specjalnie na tę okazję, ukazuje on bowiem „inną stronę” tego doborowego składu.

Zestawiając ze sobą opisane tu kompozycje nie sposób nie zauważyć, że kolektyw prezentuje bardzo szeroki, nieograniczony wręcz, zakres możliwości. Co ważne, w każdej konwencji muzycy doskonale się odnajdują i trudno wskazać estetykę, która byłaby im bliższa. Jak to zwykle bywa z produkcjami Eichera, całość brzmi przy tym bezbłędnie, a słuchanie albumu sprawia dużą przyjemność. Poza wspólną trasą koncertową nie wiem, czy Panowie mają w planach dalszą współpracę. Poprzednie tego typu produkcje z udziałem tria, choć równie udane, miały charakter jednorazowy. W tym przypadku odnoszę jednak wrażenie, że dopasowanie muzyków okazało się szczególnie udane, więc nie zdziwiłbym się, gdyby w jakiejś formie kontynuowali ten projekt.

Autor - Jakub Krukowski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO