Płyty Recenzja

Skerebotte Fatta & Olgierd Dokalski – Molting

Obrazek tytułowy

(Creative Sources Recordings, 2024)

Niby duet, a jednak trio, ale posługujące się czterema instrumentami. Tak prezentuje się obecny stan warszawskiego składu Skerebotte Fatta, który do nowej płyty postanowił zaprosić kolegę ze swojego macierzystego środowiska – kolektywu Warsaw Improvisers Orchestra – trębacza Olgierda Dokalskiego. Ten ruch, tak jak i szereg nowych muzycznych zabiegów zastosowanych na albumie, sugeruje dosłowną interpretację tytułowego molting, czyli linienia, przepoczwarzania się.

Ognisty, postaylerowski free jazz zagrany z garażową surowością, do którego Skerebotte Fatta przyzwyczaili nas na dwóch poprzednich płytach, przestał być dla nich wystarczający. Wciąż stanowi stylistyczny fundament zawartości Molting, ale wydaje się, że Jan Małkowski i Dominik Mokrzewski musieli w końcu delikatnie otworzyć sztywną formułę saksofonowo-perkusyjną. Stąd sięgnięcie przez pierwszego z nich po gitarę, która nie sprowadza się do roli ciekawostki, lecz balansując między lekkimi tłami zaczerpniętymi z minimalistycznego post-rocka a oszczędną retro psychodelią, daje mu mniej więcej tyle, co uzyskuje na podstawowym dla niego saksofonie altowym. Tak samo jest z obecnością Dokalskiego, jednego z bardziej niedocenionych przedstawicieli nieformalnego nurtu nowej muzyki żydowskiej, w którym realizował się jako lider znakomitego Nor Cold i nawiązującego do eksperymentalnego rocka Daktari.

Intensywność nowego wcielenia warszawiaków jest dawkowana dużo ostrożniej niż wcześniej. Mokrzewski nakręca kolegów, bawi się z nimi w kotka i myszkę płynnymi zmianami dynamiki, ale na uwolnienie totalnego jazgotu pozwala rzadko. Jakby testował, na ile może jeszcze podgrzewać improwizatorski kocioł, zanim ten ostatecznie wykipi. Idealnymi przykładami ilustrującymi tę metodę są dwa najdłuższe tematy: dwunastominutowe Larva i Imago. Oba korzystają z transowości czarnego spiritual jazzu sprzed 60 lat, ale tempa i motywy nadawane przez perkusję ciągle się zmieniają. Gęsty, niby-afrykański rytm w Imago staje się przyczynkiem do balladowego, przydymionego frazowania altu i trąbki, natomiast rozbudowana Larva dzieli się na część nastrojową z matowym tłem gitary, część zachłannie gadatliwych dialogów sekcji dętej oraz prymitywistyczne outro z serią uspokajających podmuchów.

Niewiele jest momentów, w których trio faktycznie pozwala sobie na pełen odjazd, ale gdy już to robi, nie bierze jeńców. Caterpillar to najpełniej osiągnięty na płycie moment wrzenia, przerwany na chwilę krótkim oddechem. Perkusyjny tumult nie jest jedynie prostą, brutalną zadymą, bo podczas urywanych solówek Mokrzewski utrzymuje skryte za instrumentalną nawałnicą zalążki równie urywanych, mutujących groove’ów, dzięki którym można za perkusistą podążać i nie zgubić się w gąszczu uderzeń. Gra przeważnie lirycznego, zupełnie porzucającego wpływy sefardyjskich melodii Dokalskiego przypomina chwilami ciężkie trzepotanie skrzydeł, a jego dźwięki przepychają się przez trąbkę ciasno, jak przez wąską szczelinę. Kontrastuje to mocno z potoczystą, kłującą agresją na zmianę zawodzącego i charczącego saksofonu Małkowskiego.

Skerebotte Fatta dojrzewa, nie tracąc przy tym mocy, jedynie rozważniej nią dysponuje. Wprawdzie gitara w rękach Małkowskiego wypada dużo bardziej zachowawczo niż saksofon i nigdy nie osiąga poziomu uzyskiwanej za jego pomocą ekspresji, lecz Molting jako całość absolutnie nie obniża poprzeczki zawieszonej wysoko przez Riders from the Ra (2018) i Appaz (2021). Wydaje się jednak, jak głosi tytuł, że jest to stadium przejściowe, czekamy zatem na dalszy rozwój wydarzeń.

Mateusz Sroczyński

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO