Recenzja

Nadishana – Gorelik Asymmetric Beauty

Obrazek tytułowy

Recenzja - opublikowana w JazzPRESS - kwiecień 2013 Autor: Grażyna Studzińska-Cavour

Zarówno Dima Goreli, jak i Vlad Nadishana są znani polskiej publiczności muzycznej nie od dziś. Chciałam napisać „publiczności jazzowej”, ale w przypadku tego duetu artystów, to spora generalizacja. Słuchaliśmy ich między innymi w projektach Krzysztofa Kobylińskiego, a także w kilku różnych składach prezentujących się na Palm Jazz Festival w Gliwicach. Pierwszy raz mamy okazję zobaczyć i posłuchać autorskiego projektu, muzycznego DVD, opartego wyłącznie o jazzującą muzykę etniczną, reprezentującą korzenie obu twórców. Dodać należy, że to korzenie tkwiące w odległych ziemiach świata. Dima pochodzi bowiem z Izraela, podczas, gdy Nadishana z dalekiej Syberii.

Zderzenie kultur odbyło się jednak aksamitnie. Muzycy wykorzystali instrumentarium charak- terystyczne dla muzyki ludowej swoich stron rodzinnych: Europy, Azji i tego, co pomiędzy, czyli Środkowego Wschodu. A to instrumentarium przebogate.

Nadishana, jako pasjonat gry na wszystkim, zaprezentował z niesamowitą wirtuozerią, w ciągu trwającego niecałe 80 minut cyfrowego koncertu, aż 12 różnych instrumentów! Duclar, hulusi, futujara, water udu, bansuri, hybrid kaval, irish flute, kalyuka, tsaaj, nplaim, jaw harp, już same nazwy są imponujące i pobudzają wyobraźnię. Dima wypadłby przy takiej ilości blado ze swoimi skromnymi dwiema gitarami, ale kto słuchał kiedykolwiek muzyki tego gitarzysty, wie, że to koncentracja jakości samej w sobie. Gorelik, artysta współpracujący z takimi muzykami, jak Avishai Cohen czy Max Roach, wprowadza nas w nastrój miękko i śpiewnie, by za chwilę pędzić palcami po gryfie tak, że trudno nadą- żyć wzrokiem, słuchem i pozostałymi zmysła- mi. Gorelik i Nadishana zaprosili do współpracy dwóch specjalnych gości. Pierwszy to David Kuckermann, perkusjonista, podążający za tradycjami wydobywanych dłońmi dźwięków z rejonu Iranu, Indii, Egiptu, Europy, Turcji i Afryki, grający tu na garrahandzie, udu, riqu i djembe. Drugi, to Raphael de Cock, guru mło- dej muzyki eksperymentalnej, tu w roli wokalisty o specyficznej, chropowatej barwie głosu, grającego również na khoomei, kargyraa, sygyt i uilleann pipes.

Trudno powiedzieć do kogo adresowana jest płyta (bo tak ją będę nazywać), równie trudno wyobrazić sobie odbiorców, do których adresowana nie jest. To kwintesencja muzyki nastro- jowej, wymykającej się gatunkowej kategoryzacji. Jedno z tych rzadkich przedsięwzięć, gdzie dwoje muzycznych indywidualistów tworzy projekt przesycony melodyką, rytmem i spokojną pewnością siebie na miarę talentu, któ- rym są obdarzeni.

Twórcy prowadzą dialog, w którym nie ma miejsca na spory, jest za to spora doza komplementarnego, twórczego uzupełniania się. Artyści harmonijnie płyną z muzyką, pozwalając nam wejść do swojej rzeki i dać się ponieść nurtowi dziesięciu śpiewnych, melodyjnych utworów, tworzących swoistą suitę ethno-jazzową. Ich muzyka wprawia nas, jako odbiorców w nastrój spokojnego rozleniwienia, w którym co chwi- lę odnajdujemy aranżacyjne i twórcze perełki. Większość kompozycji stworzonych zostało przez Nadishanę, dwa (w tym bonus track) są utworami tradycyjnymi. Wyraźnie słyszalna jest narracyjność dzieła, tworzona zarówno po- przez nietypowe wokalizy, jak i specyficzny ro- dzaj wydobycia dźwięku. Warstwa melodyczna jest jakby organiczna, żyjąca swoim nieśpiesz- nym życiem, zatrzymująca nas w biegu, prze- cząca pogoni dzisiejszego świata, kwitnąca. To płyta do kontemplacji, do walki ze stresem. W lecie chłodzi, w zimie będzie przypominać o ogniu, podsycanym na palenisku.

Istotną kwestią jest obraz, który pozwala zwizualizować to, czego najbardziej wybujała wyobraźnia stworzyć nie zdoła. Dwóch, a w porywach czterech spokojnych muzyków, wydobywających przedziwne dźwięki z najbardziej nieprawdopodobnych przyrządów mu- zycznych, czasem wymykającym się możliwości opisu słowami. Oszczędna, a właściwie znikoma dekoracja tła sprzyjająca kontemplacji. Etniczne elementy stroju muzyków podkreślają charakter całego, eksperymentalnego przedsięwzięcia.

Podsumowując: ta sfilmowana płyta jest nietuzinkowa, śpiewna, melodyjna, nastrojowa, ale odważna. Nowatorska w treści, świeża i choć niezwykle łagodna, to również energetyzująca. Warto słuchać, oglądać, mieć.

Artykuł pochodzi z JazzPRESS - kwiecień 2013, pobierz bezpłatny miesięcznik >>

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO