Recenzja

Grzech Piotrowski Quartet - Archipelago

Obrazek tytułowy

Recenzja - opublikowana w JazzPRESS - maj 2012 Autor: Marcin KAMYK Kamiński

Leżymy sobie oboje w sypialni na łóżku z rozkopaną pościelą popijając już drugą butelkę wina. Przede mną leży Edyta, z którą chcę dziś spędzić wieczór. Bardzo długi wieczór. Sami, z wyłączonymi telefonami, niedostępni dla be- tonowego miasta, neonów z billboardów, z dala od dźwięków przejeżdżających przez Chorzów tramwajów. Dawno się nie widzieliśmy, więc tym intensywniej chcemy czerpać przyjemność ze wspólnego łapania każdej chwili. Widzę blask w jej oku, gdy tak patrzy na mnie. Skupiając się głęboko na jej źrenicach widać w odbiciu cień padający z palących się zapachowych świec.

Cień krążący po całym pokoju, tak totalnie swobodnie jak nigdy dotąd, bez z góry ustalonych schematów. A ten zapach cynamonu, który próbuje dotrzeć aż z kuchni? Tak, zapach chce spędzić ten wieczór razem z nami. Lubimy go, więc pozwalamy mu. Zapraszamy go do siebie.

Odkładając na chwilę kieliszek wina, chcąc pogłaskać jej cholernie długie czarne włosy i gestami podziękować za wspólne dzielenie się chwilą, za to że jest wciąż ze mną, zahaczyłem o pudełko po płycie. Odwracam głowę, spoglądam na dywan, na którym leżą części porozrzucanych naszych ubrań, podnoszę pudełko... Już miałem odłożyć z powrotem na stolik.

„Grzech Piotrowski Quartet. Archipelago – Ładna okładka” – mówi Edyta, gdy oboje spojrzeliśmy na zamknięte jeszcze wtedy pudełko. „Zobaczmy co jest w środku” – dodaje. Otwieram. „Oglądamy czy słuchamy?” – żartobliwie pytam. „A chce Ci się wstać i iść przez pół pokoju, żeby ją włączyć?” – oponuje leniwie Edyta, nie pozwalając mi odejść od niej na centymetr. „Jak nie włączymy to się nie dowiemy co na niej jest” – przekonuję. „OK, tylko wracaj za chwilę”.

Włączam. Ścieżka nr 1. Kładę się z powrotem na łóżku, przytulamy się do siebie jakby to miał być nasz ostatni dzień znajomości i... zamurowało nas! Zanim się ocknęliśmy kończył się właśnie siódmy utwór. „Marcin, co się stało?” – pyta Edyta. „Nie wiem – odpowiadam – chyba zasnąłem”. „Ja też” – odparła. Jak to? Czy to możliwe. że oboje w tym samym czasie zahipnotyzowaliśmy się muzyką i wybudził nas dopiero jej koniec? Czy to możliwe zapaść w tak głęboki, romantyczny trans? Tego nie wiem, bo nie wiem co się działo gdy straciliśmy kontakt ze światem. Wiem tylko jedno. Przez sen cały czas słyszałem tę płytę, a wewnątrz ciała, gdzieś bardzo głęboko w sercu, pulsowało gorące ciepło. Co ciekawe, ciepło to wyczuwaliśmy u siebie nawzajem. Edyta lekko się podnosi z łóżka, bierze do ręki jeszcze raz to samo pudełko i pyta: „włączamy jeszcze raz?”. I historia się zapętla...

Artykuł pochodzi z JazzPRESS - maj 2012, pobierz bezpłatny miesięcznik >>

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO