Płyty Recenzja

MazzBoxx

Obrazek tytułowy

Audio Cave, 2021

Tytuł płyty MazzBoxx, tożsamy z kryptonimem duetu wykonawców, nie jest trudny do rozszyfrowania. Mazz to oczywiście Jerzy Mazzoll, a Boxx to producent i DJ Igor Boxx (Igor Pudło). Cała reszta nie jest już tak oczywista. Płyta zawiera materiał koncertowy, ale jeśli ktokolwiek był na koncertach, z których pochodzą nagrania, to raczej nie znajdzie tu usłyszanych wtedy na żywo utworów. Poza firmującym album duetem Mazzol – Boxx na płycie pojawiają się Joanna Duda (fortepian), Piotr Rachoń (fortepian), Ju Ghan (kontrabas), Piotr Podgórski (perkusja), Filip Danielak (perkusja) i Tomasz Antonowicz (instrumenty perkusyjne), ale odnalezienie granych przez nich partii nie będzie dla słuchaczy rzeczą łatwą. Poza tym to premierowe wydawnictwo zawiera materiał zarejestrowany czternaście lat temu.

Bez noty wydawcy trudno byłoby rozwikłać wszystkie te zagadki. Okazuje się, że materiałem wyjściowym albumu były nagrania Mazzola z różnych koncertów (w różnych składach) z 2008 roku. Po wstępnej selekcji w 2010 roku nagrania te trafiły do Igora Boxxa, który miał przygotować materiał na płytę koncertową. Pudło podszedł do tematu dosyć radykalnie, ponieważ dokonał całkowitej dekonstrukcji muzyki i stworzył w zasadzie nowe utwory, traktując otrzymane nagrania jako tworzywo. Przez kolejne 10 lat gotowa muzyka „czekała na swój moment”, który nadszedł dopiero teraz…

W ten sposób powstał projekt, na który składa się z jednej strony charakterystyczne brzmienie i styl gry Mazzola, a z drugiej wirtuozerska produkcja Boxxa, którą mogliśmy poznać już na płytach współtworzonego przez niego duetu Skalpel. MazzBoxx to dzieło wymykające się nie tylko klasyfikacjom stylistycznym (improwizowana, koncertowa muzyka Mazzola vs. wycyzelowana cyfrowa produkcja Boxxa), ale też czasowym (materiał nagrany kilkanaście lat temu, po dwóch latach opracowany w studio i wydany aktualnie – nie jako archiwalia, ale jako premierowe dzieło…).

Płytę powinni docenić zarówno wielbiciele postyassowej muzyki Mazzola, jak i fani mistrzowskich produkcji Igora Boxxa – nie brakuje tu doskonałych elementów z obu tych obszarów. Oczywiście w połączeniu tych dwóch światów można doszukiwać się też pewnych mankamentów. Oryginalne klarnetowe frazy Mazzola zmultiplikowane w procesie produkcji czasem zyskują na sile, ale czasem wydają się być powtarzane zbyt mechanicznie i mogą, w porównaniu do innych dokonań muzyka, wywołać wrażenie monotonii. Rzecz jasna można to także odczytywać jako swego rodzaju transowość i z zarzutu uczynić zaletę – to już kwestia subiektywnego odbioru. Całość brzmi jednak bez wątpienia świeżo i ciekawie.

Słuchając dziewięciu z dziesięciu zamieszczonych na płycie utworów, trudno jest się domyślić, że powstały one na bazie materiału nagranego na koncertach. Produkcja Boxxa nadała im zdecydowanie studyjny charakter. Zadośćuczynieniem za pozbawienie nagań ich waloru koncertowego jest ostatni na płycie utwór The Last Form of Prayer zbudowany głównie z oklasków i okrzyków publiczności.

Jerzy Mazzoll, tym razem dzięki współpracy z Igorem Pudłą, pokazał po raz kolejny, że zachowując wciąż oryginalny, charakterystyczny styl swojej muzyki, potrafi zaprezentować ją w świeży, ciekawy sposób. Lubię w twórczości Mazzola rzeczy nieoczywiste – widziałem go grającego jako support przed Jamesem Brownem (!), byłem na koncercie, który artysta zatytułował „ostatni koncert w Warszawie” (obietnicy tej na szczęście nie spełnił…), a teraz mam przyjemność recenzować płytę, która zawiera materiał koncertowy, ale zdecydowanie nie jest płytą typu live – i myślę, że między innymi dlatego zawsze będę jego fanem.

Piotr Rytowski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO