Płyty Recenzja

Roscoe Mitchell, Jerzy Mazzoll, Sławek Janicki, Qba Janicki – Four Sure

Obrazek tytułowy

Muzyka z Mózgu, Bocian Records, 2020

Przed laty Derek Bailey starał się wyjaśnić swoistość muzyki swobodnie improwizowanej, wprowadzając kategorię „sposobności”, stanowiącej konieczną podstawę dla spontanicznego, grupowego aktu twórczego. Warunkiem owej sposobności jest bez wątpienia „spotkanie”, będące, jak sądzę, jedną z najbardziej charakterystycznych cech wyzwolonej improwizacji. Jest to wszak spotkanie muzyków-improwizatorów, wyzwalające moce inwencji i stające się wydarzeniem artystycznym – konfrontacją osobowości, stylów i tradycji muzycznych. Improwizacja okazuje się wówczas dialogiem, formą porozumienia, a wydawnictwo płytowe – tego dialogu zapisem. Znaczenie spotkania wzrasta jednak niepomiernie, kiedy uświadomimy sobie fakt, że muzyka improwizowana najpełniej i najczęściej przejawia się w wykonaniu na żywo, podczas koncertu, eksponującego wyjątkowość oraz ulotność tego wydarzenia, jakim jest konfrontacja muzyków na scenie w obecności słuchaczy. Taką sposobność stworzyło bez wątpienia spotkanie Roscoe Mitchella, Jerzego Mazzolla, Sławka Janickiego i Qby Janickiego podczas 11 edycji Mózg Festival w roku 2015, udokumentowane płytą Four Sure.

Mamy tu czworo improwizatorów i skład instrumentalny bliski tradycji free jazzu (saksofon, klarnet, kontrabas i perkusję wspomaganą elektroniką), co zarazem sytuuje muzyków w pewnym kanonie improwizacji, jak i skłania ich do jego nieustannego przekraczania, w poszukiwaniu formy najpełniej ujmującej to, co dzieje się tu i teraz (na scenie w obecności słuchaczy). Roscoe Mitchell – weteran chicagowskiej sceny free i jeden z najbardziej charyzmatycznych współczesnych saksofonistów, niezmiennie kreatywny i dawno już wolny także od myślenia w ograniczających twórczą swobodę kategoriach jazzu i innych muzycznych stylistyk – jest tu z racji scenicznego doświadczenia (pół wieku grania!) postacią szczególnie istotną, choć przecież ani nie przytłacza swą ekspresją, ani też nie narzuca własnych ścieżek kolektywowi – traktując muzyków jako partnerów w improwizowaniu.

Znajdzie się w nim miejsce i na burdonowe, oparte na repetycjach linie klarnetu basowego Mazzolla, i na stymulowany elektronicznie, dyskretny groove Qby Janickiego, i wreszcie na uwolnione od obowiązku bicia miarowego pulsu partie kontrabasu Sławka Janickiego. Efektem tej improwizowanej wędrówki instrumentalistów jest godzina porywającej, ekstatycznej muzyki i z pewnością jedna z najlepszych płyt, jakie pojawiły się na polskim rynku w minionym roku.

Dariusz Brzostek

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO