Recenzja

Piotr Lemańczyk - Guru

Obrazek tytułowy

Recenzja - opublikowana w JazzPRESS - marzec 2012 Autor: Maciej Nowotny

Piotr Lemańczyk, jak do tej pory, miał u mnie do tej fory, a to z tego powodu, że dźwięk jego kontrabasu – pełny, głęboki, wibrujący – przypominał mi najlepsze czerwone wina, o wyrazistym smaku, idealnie zbudowane, z długą, satysfakcjonującą końcówką. I nic się w tej mierze na jego najnowszej płycie Guru nie zmieniło. Pod względem brzmienia ta płyta prezentuje po prostu niebotyczny wręcz poziom, podobnie zresztą jak i inne, wydane do tej pory albumy tego muzyka.

A było ich wiele i to znakomitych! Wymieńmy kilka z nich, chociaż wszystkie są warte, by do nich wracać: Freep (2005) z Jakobem Dinesenem i Zbigniewem Namysłowskim, Naha People (2009) z Timem Hagansem, Three Point Shot (2010) z Jerrym Bergonzim i Able To Fly (2011) w trio z Maciejem Sikałą i Tylerem Hornby. Jak widać z tego pobieżnego zestawienia (płyt autorskich ma o kilka więcej, a jako sideman brał udział w kilkudziesięciu projektach) Lemańczyk bardzo starannie dobiera współpracowników i lubi mieć na swojej płycie jakąś „gwiazdę”.

Nie inaczej jest na Guru, na którym towarzyszy mu oprócz Macieja Sikały grającego na saksofonie, Cezarego Konrada na perkusji i Macieja Fortuny na trąbce, Dave Kikoski na fortepianie. Ale słowo gwiazda nie przypadkiem umieściłem w cudzysłowie, bo chociaż wszyscy muzycy, których zapraszał Lemańczyk do współpracy to świetni w swym fachu profesjonaliści, jednak wielkiej sławy nigdy nie zaznali. Co do Kikoskiego to wątpię, żeby jego nazwisko mówiło coś młodemu pokoleniu miłośników jazzu. Ale trzeba przyznać, że ten urodzony w 1929 roku Amerykanin miał swoje wielkie chwile, na przykład gdy współpracował z Randym Breckerem, Roy’em Haynesem czy Billym Hartem. Nagrał też wiele interesujących albumów jako lider, ale jakoś nie wstrząsnął jazzowym światem. Zawsze doceniany przez muzyków, ale rzadko przez media, aż do... zeszłego roku, w którym otrzymał Nagrodę Grammy za płytę Live at Jazz Standard nagraną razem z Mingus Big Band.

W Polsce to wystarczy, aby był guru chociaż kiedy wsłuchuję się w tę płytę to nie słyszę jakiejś przepaści między umiejętnościami guru, a polskimi członkami składu. Ba! śmiem twierdzić, że paru pianistów w Polsce potrafiłoby zagrać ten materiał nie gorzej. Z drugiej strony na pewno warto Kikoskiego wysłuchać, bo jest to muzyk co się zowie! Ale, aby w tej beczce nie było samego miodu, na koniec jednak pewna uwaga krytyczna. Bo jak wspomniałem na początku Piotr Lemańczyk miał do tej pory u mnie fory i zachwycałem się dosłownie każdą jego kolejną płytą. To samo mógłbym zrobić i odnośnie tego albumu, na pewno nie gorszego niż poprzednie, a może nawet i najlepszego do tej pory w jego karierze. Problem polega na tym, że te płyty są niemiłosiernie podobne do siebie. To wszystko już było! Dlatego też śmiem twierdzić, że mimo swej nadzwyczajnej jakości nie będą one specjalnie zauważone w Polsce, o zagranicy nie wspominając. Brakuje im dostosowania do tego, czego słucha współczesny słuchacz, ignorują otaczającą nas dźwiękową rzeczywistość, pozostają we wspaniałej, lecz jednak izolacji od otaczającego świata. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że to, co dla mnie może być wadą, niewykluczone, że dla innych będzie właśnie największą tej muzyki zaletą...

Piotr Lemańczyk, Guru (2012, Soliton SL071-2)
Guru; For M.S.; In Your Own Sweet Way; On The Inner; Home Pictures; You Don’t Know What Love Is; Trying The Blue One; Guru (Alternative Take)

Artykuł pochodzi z JazzPRESS - marzec 2012, pobierz bezpłatny miesięcznik >>

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO